poniedziałek, 18 marca 2013

Kubuś Puchatek i spółka

Kiedyś zauważyłam, że haftowanie ma w sobie coś... magicznego. I bardzo to coś mi się podoba :)
Już wyjaśniam.
Chodzi o to uczucie, kiedy bierzesz czystą kanwę do ręki i zaczynasz haftować wzór. Najpierw pojawia się jednokolorowa plama, która absolutnie nie przypomina tego, co ma. Ale z każdym kolejnym rzędem pojawia się coś nowego. Potem dochodzą do tego kolejne kolory i już widać zarys ostatecznego obrazu.
W czasie haftowania tego, miałam takie wrażenie aż cztery razy. I to naprawdę niesamowite, jak coś, co brałam za pokraczny kontur Afryki, nagle okazuje się łapą Tygryska :)

A efekt ostateczny wygląda tak:








A teraz w sumie mam w planach dwie rzeczy.
Chociaż ciężko tak powiedzieć, skoro jedna już prawie na wykończeniu ;)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz